Poetycka opowieść zrozpaczonego mężczyzny

Kalinka Andrzej Lipiński

 

 

Kalinka Andrzej Lipiński

Gdy czyta się tak osobiste historie ma się wrażenie, że wchodzi się z butami w cudze życie, że jest się gapiem tragedii i wścibskim podglądaczem. Skoro jednak ludzie piszą tego typu książki, to z pewnością na to wszystko przyzwalają i ma to czemuś służyć i „KalinkaAndrzeja Lipińskiego z pewnością „służy”. Człowiek zaczyna mocniej czuć. Lepiej rozumieć. Myśleć. Staje się wreszcie bardziej ludzki.

Do przeczytania tej książki skusiły mnie bardzo poetyckie słowa:

Długo trzymałem obraz kwitnącej jabłoni na wysokości jej oczu. Patrzyła zauroczona w tę cichą krainę, jakby chciała do niej wejść. Gdyby mogła poruszyć ręką, wyciągnęłaby ją w stronę łąki i próbowała dotknąć mleczy. Gdyby umiała chodzić, weszłaby tam jak Alicja do Krainy Czarów… i może już nigdy nie wróciłaby do pokoju.

a po przeczytaniu kilku pierwszych linijek okazało się, że cała jest wielką poetycką opowieścią zrozpaczonego mężczyzny – autentyczną opowieścią o utraconych marzeniach, pękniętej wierze, nadziei i miłości, bo kiedy na świat przychodzi dziecko z brakującym chromosomem, żal nie zna granic. Mogłoby rozkosznie uśmiechać się do rodziców, gugać, płakać, stroić śmieszne miny, potem rosnąć, dorastać, dorośleć… niestety chromosomy nie pozwalają mu nawet samodzielnie oddychać. Za Kalinkę musi zacząć oddychać nieludzki respirator.

Co czuje ojciec, który poznaje tak bolesną prawdę, który każdego dnia przez 6 lat życia upragnionej córki drży o jej „bycie”, który nie może pogodzić się z tak okrutnym stanem rzeczy i który w końcu zaczyna go powoli rozumieć? Odpowiedzi na te pytanie dostarcza właśnie ta książka, bardzo wyraźnie ukazując emocje, myśli i duszę cierpiącego człowieka; jego metamorfozę, wzloty i upadki psychiki, walkę z losem i trudną próbę godzenia z tym, co nieuniknione.

Ten wielce trudny temat – cierpienia i rozstania na wieki został tak pięknie potraktowany, że mimo wzruszenia, które towarzyszy lekturze książki (zwłaszcza, gdy czytelnika dotknie empatia), czyta się ją jednym tchem i z wielkim zainteresowaniem. Myślę sobie, że może nawet stanowić pewien rodzaj autoterapii dla wszystkich pogrążonych w smutku i tęsknocie. Zdecydowanie polecam.

Magdalena Buraczewska – Świątek, blog „no to teraz sobie poczytamy…”