Fragment książki Jestem kobietą

Fot. Tomasz Stefunko
Fot. Tomasz Stefunko

Czy w indywidualnych losach innych ludzi możemy znaleźć dla siebie inspirację? Czy codzienna rutyna pozostawia w nas jeszcze siłę woli, aby rozpocząć w życiu jakieś zmiany? 

Przeczytaj fragment książki Jestem kobietą Moniki Gajdzińskiej i podziel się z nami swoją opinią.

Fragment tekstu KOBIECY KRĄG

Pamiętam, jak mama opowiadała mi o swoim dzieciństwie spędzonym na Syberii. Babcia z dwójką dzieci została tam wywieziona podczas wojny. Dziadek walczył w tym czasie w partyzantce. W rosyjskiej wiosce, w której mieszkała babcia, żyły tylko kobiety i dzieci. Wieczorami wszyscy zbierali się w jednym domu, który nazywali Belwederem. Kobiety śpiewały polskie pieśni i snuły historie ze swoich stron. Opowiadały dzieciom treść książek, przywoływały wspomnienia, pielęgnowały wspólną tożsamość. Budowały w ten sposób mit, który dawał im siłę, pozwalał przetrwać.
Babcia Felicja przesiadywała niezmiennie w kuchni, w której przyrządzała nam smakołyki i opowiadała baśnie. Miała niezwykły dar. My, dzieciaki, słuchaliśmy jej z zapartym tchem. Wprawiała nas w zachwyt i wywoływała zdumione okrzyki. To były dla mnie najszczęśliwsze chwile dzieciństwa.

Moi synkowie często proszą: „Babciu, opowiedz nam coś na do­branoc”. „Dobrze, ale opowiem wam prawdę”, odpowiada moja mama. Rozśmiesza ich wspomnieniami z przeszłości, opowiada przeczytane historie, uczy piosenek, które słyszała w syberyjskiej wiosce.
I ja lubię opowiadać, nie tylko dzieciom, także dorosłym. Zapraszam ich czasem na wieczory baśni w kafejkach mojego miasta. W opowieściach tkwi wielka siła. Dobra historia, jeśli jest autentyczna, potrafi przenieść słuchacza do innego czasu i miejsca, pokazać nową perspektywę zdarzeń i umieścić jego własne doświadczenia w odmiennym, czasem zaskakującym kontekście.
W tej książce starałam się przekazać prawdę kobiet, które zdecydowały się nią podzielić. Każda z nich jest inna, mają różne doświadczenia, ale ich historie są uniwersalne. Dotyczą spraw ważnych dla wszystkich kobiet. Opowiadają o narodzinach dzieci, radzeniu sobie z chorobą, o śmierci, małżeństwie, o pracy. Przede wszystkim jednak mówią o kobiecej potrzebie tworzenia trwałych związków z ludźmi, którzy nas otaczają. Związków znaczących, opartych na wzajemnym szacunku i radości przebywania razem. Każda z nas pragnie pełniej wyrażać siebie, mówić głośno o tym, czego jej trzeba i co chce zrobić, żeby czuć się szczęśliwa. To są opowieści o sile, odwadze, nadziei, marzeniach i wytrwałym poszukiwaniu nowych ścieżek. To historia kobiecego kręgu.
Dotarłam tutaj dziesięć lat temu. Byłam zdezorientowana i zmęczona. Moje małżeństwo rozpadło się definitywnie, potrzebowałam czasu i miejsca, w którym mogłabym odpocząć i lizać rany. Dostałam dużo więcej.
Długo oswajałam się z bliskością tych kobiet. Na początku dotkliwie odczuwałam swoją odrębność: Byłam samotna, z dwójką małych dzieci, bez stałej pracy i poczucia przynależności do tak zwanego społeczeństwa. Po rozstaniu z mężem zapakowałam półtoraroczne bliźniaki do wózka i postanowiłam zacząć jeszcze raz. Zdeterminowana postawiłam wszystko na jedną kartę. Sprzedałam kawalerkę i, korzystając z pomocy rodziców, kupiłam dla nas mieszkanie. Mieściło się na poddaszu w samym sercu miasta. Weszłam na górę i uświadomiłam sobie, że właśnie znalazłam Dom. Wielki pokój otwierał się na pozostałe pomieszczenia: jasną, przestronną kuchnię, pokój dla chłopców i piękną oszkloną werandę. Zyskałam nawet łazienkę z dużym oknem wychodzącym na wysokie szeleszczące topole i zachody słońca! To była nasza mandala. Miała wyznaczyć granice nowej przestrzeni, świat, który zamierzałam urządzić.
Wspólni znajomi podzielili się albo odsunęli. Bałam się swojej bezradności i przytłoczenia nadmiarem zadań, jakie przed sobą postawiłam.                                       �
Zamierzałam stworzyć prawdziwy dom, zadbać o pracę i szukać ludzi, z którymi będzie mi dobrze. Na początku założyłam, że muszę poradzić sobie sama, ale życie szybko i dobitnie dało mi do zrozumienia, że podjęłam się dzieła ponad siły. Chłopcy mieli zaledwie po półtora roku, a ja przecież marzyłam, żeby stworzyć im rodzinę, jakiej nie miałam. Byłam dzieckiem rozwiedzionych rodziców mieszkających w różnych miastach. W dzieciństwie przemierzałam setki kilometrów, żeby spędzić trochę czasu z ojcem. Potem też ciągle gdzieś podróżowałam. Studia w Krakowie, włóczęgi po Europie, praca w różnych miejscach. Stale w drodze, nie miałam odwagi nigdzie zatrzymać się na dłużej. Obiecywałam sobie jednak w duchu, że zbuduję szczęśliwą rodzinę, a moje dzieci nie będą zmuszone wybierać ani tęsknić. Nie chciałam, by mój scenariusz powtórzył się w ich życiu. Ale im bardziej czegoś nie chcesz, tym większe szanse, że w końcu będziesz musiała się z tym zmierzyć. Do ciebie należy decyzja, kiedy pogodzisz się z tą świadomością.
Zapisałam się do szkoły dla rodziców na cykl warsztatów uczących słuchania dzieci, rozmawiania z nimi i radzenia sobie w trudnych sytuacjach domowych. Warsztaty prowadziły dwie osoby, terapeutki z poradni psychologiczno-pedagogicznej. Jedną z nich była Jola, która zaprosiła mnie potem do udziału w grupie kobiecej. Zainicjowała ją dwadzieścia pięć lat wcześniej i od tej pory prowadzi jako psycholog, terapeutka, powierniczka i przyjaciel. Jako kobieta. Stała się dla mnie bardzo cenną i ważną osobą. Jestem jej wdzięczna za umiejętność patrzenia z dystansem i jednocześnie pełne uczestnictwo w każdym z naszych spotkań. Za otwartość i głęboki szacunek do świata i ludzi. Do siebie. Za gotowość do szukania nowych dróg, ale przede wszystkim za wierność sobie. Wciąż dużo się od niej uczę, a ona staje mi się coraz bliższa, coraz bardziej serdeczna. Dzięki mądrości i wrażliwości tej kobiety krąg przetrwał tak długo i wciąż trwa. I będą znajdować w nim miejsce kolejne osoby szukające wsparcia i przyjaźni.

Kobiety z grupy. Nieraz płakałam w ich obecności, a potem się tego wstydziłam. Buntowałam się, bo miałam wrażenie, że ich życie układa się łatwiej, wygodniej niż moje. Kiedy jesteś w opresji, często patrzysz na rzeczywistość przez pryzmat swoich trudności i nie dostrzegasz ludzi takimi, jacy są. Osobami, które równie intensywnie przeżywają swój własny los, ale są gotowe trwać przy tobie, jeśli odważysz się o to poprosić. Towarzyszyły mi we wszystkich ważnych wydarzeniach. Moje dzieci miały trzy lata, kiedy musiałam zdecydować się na zabieg chirurgiczny, który wymagał kilkudniowego pobytu w szpitalu. Mama nie dałaby rady sama zająć się w tym czasie bliźniakami. Wtedy kobiety z kręgu opracowały grafik, ustaliły, kiedy mogą jej pomagać. Zabierały chłopców na spacery, bawiły się z nimi, kładły spać i gotowały. Byłam spokojna, że dzieciaki są bezpieczne i nakarmione wtedy, kiedy nie mogę się nimi opiekować. Pierwszą osobą, którą zobaczyłam po operacji, była Majka. Podarowała mi zrobioną własnoręcznie na szydełku postać koronkowego anioła i poczęstowała kurczakiem w galarecie. Tego anioła mam do dzisiaj.
Potem, kiedy przyszło mi do głowy, że chcę opowiadać bajki, kobiety z kręgu były na każdym spotkaniu. Wspólnie świętowały ze mną rozwód, który wreszcie zdecydowałam się przeprowadzić. Powoli, bardzo powoli uczyły mnie zaufania. Zdarzało mi się znikać na rok albo miesiąc. Ale wracałam.
Nadal bardzo cenię sobie swoją odrębność i samotność. Nie umiałabym dobrze funkcjonować, gdybym nie miała czasu na wyciszenie się. Staram się o to dbać, szczególnie kiedy czuję się przytłoczona nagromadzeniem obowiązków zawodowych i domowych zadań. W końcu jednak przestałam uciekać. Przeprowadziliśmy się. Chłopcy poszli do szkoły, a ja poznałam mężczyznę, który stał się moim towarzyszem i przyjacielem. Mieszkamy razem od czterech lat i tak jest dobrze.

Mam swoje miejsce w kręgu. W ciągu lat, od kiedy tu przychodzę, kobiety stały się dla mnie bardzo ważne. Są moją axis mundi, osią świata w czasie, kiedy gubię kierunek i nie wiem, co chcę robić dalej. Czekam wówczas, co się wyłoni, kiedy przyjdzie pora podjąć nowe działanie. Tutaj czas płynie cyklicznie, zatacza kręgi. Odmierzamy go tygodniami, pełniami księżyca, ważnymi świętami i rocznicami. Powtarzalność nie oznacza jednak niezmienności. Każda z nas jest odrębną osobą i wnosi do grupy całą dynamikę swoich doświadczeń, życiowych przełomów, podejmowanych decyzji i przeżywanych strat. Jesteśmy w różnym wieku, wykonujemy różne zawody. Żyjemy samotnie lub w związkach. Nie wszystkie mamy dzieci. Dwie z nas odeszły na zawsze. Jesteśmy kobietami. Życie kształtuje nas i urabia, obchodzi się z nami okrutnie albo traktuje z niespodziewaną łaskawością. Robimy mu miejsce w kręgu i obejmujemy uwagą.
Przyszło mi do głowy, że wtorek – dzień naszych spotkań – stał się dla mnie dniem odświętnym, w którym do głosu dochodzi dusza, ta niepowtarzalna wartość, której domena rozciąga się gdzieś w połowie drogi między nieświadomością a rozumem. Czująca cząstka mojej osoby, która wymyka się wszelkim definicjom, zadomowiła się na dobre wśród tych kobiet. Odnajduję ją w opowieściach o codzienności, o niezwykłych splotach okoliczności, które początkowo nie poddają się łatwo ocenie. Wiem, że słucha z zapartym tchem historii miłosnych, płacze przy rozstaniach, wzrusza się opowieściami o dzieciach i chce towarzyszyć kobietom w chorobie i chwilach największej rozpaczy. To wszystko tworzy nasz codzienny krajobraz, w którym przebywamy każdego dnia od rana do wieczora, przygotowujemy posiłki, kochamy się, zapraszamy przyjaciół i odpoczywamy w samotności, żeby pozbierać myśli i ponownie scalić się w jedno.
Raz po raz odzywają się głosy różnej maści ekspertów, którzy w artykułach zamieszczanych w czasopismach oraz poradnikach zapewniają, że wystarczy być asertywnym, nauczyć się wyrażać uczucia, wyciszyć się, schudnąć, zadbać o młody wygląd, żeby nasze problemy się skończyły. Tymczasem los zdaje się kpić z owych prawd w żywe oczy i kiedy wydaje nam się, że wypełniłyśmy wszystkie punkty na długiej liście kobiecych zadań, fika kozła i znów stawia nas przed ścianą.

Należymy do pokolenia kobiet, które są świadome własnych praw i obowiązków wobec siebie samych, ale wciąż hołdują tradycyjnym wartościom. Te zaś nakazują nam posłuszeństwo wobec potrzeb rodziny, partnerów, dzieci i znajomych. Staramy się sprostać wszystkim tym oczekiwaniom i spełnić warunki, które mają nam zagwarantować godne miejsce w społeczeństwie. Wielu z nas zdarza się zatracić w tych staraniach. W pewnym momencie odkrywamy z przerażeniem, jak bardzo jesteśmy wyczerpane, zmęczone. Dobrze jest wtedy posłuchać innych kobiet, zobaczyć siebie w ich oczach i nabrać błogosławionego dystansu do siebie i świata(…)